piątek, 13 września 2013

26. Complications.

Pozostałe czynności na lotnisku przebiegły pomyślnie i szybko. Przyjechała po mnie Eleanor, za co byłam jej bardzo wdzięczna, bo nawet o to nie prosiłam.
Byłyśmy pod moim domem około 9 wieczorem. Zaprosiłam ją na kawę, na co się zgodziła. Przywitałam się z tatą, za którym bardzo tęskniłam i poszłyśmy z El do kuchni.
- El, co jest ostatnio z tobą i Lou? – Zapytałam od tak.
- A co ma być? – Zapytała zaskoczona.
- No żalił mi się ostatnio, że się na niego obraziłaś bez powodu, więc chyba musiało się coś stać.
Głośno westchnęła. Po jej minie wywnioskowałam, że się nad czymś zastanawia.
- Julia, ja już tak nie mogę… Te wszystkie durne komentarze na mój temat, te photoshopy z Louis’em i jakimiś dziewczynami. Właśnie ostatni, który powstał po imprezie, to wszystko przez to.
Mówiła wszystko powoli, analizując każde słowo. Z jej oczu poleciało kilka łez. Wstałam i bardzo mocno ją przytuliłam.
- Nie przejmuj się tym. Loius przecież nigdy by Cię nie zdradził. On za bardzo Cię kocha. Komentarze to nic. One po prostu nam zazdroszczą, że jesteśmy takimi szczęściarami, że chodzimy z chłopakami z 1D. A my po prostu chodzimy z chłopakami, którym w życiu się coś udało, ale pomimo sławy nadal są tacy sami, tak?
- Tak… Dziękuję Ci. Dziękuję, że jesteś.
- Musimy się przecież wspierać. Jakoś to zniesiemy!
Nic już nie mówiłyśmy tylko byłyśmy do siebie przytulone. El w takich sytuacjach stawała się taka drobniutka i bezbronna jak mała dziewczynka.
- Już dobrze? – Zapytałam po jakichś 5 minutach.
- Tak, już tak – delikatnie się uśmiechnęła.
- To dobrze – pogładziłam ją po plecach.
- Jak dobrze, że Cię mam Juli – cmoknęła mnie w policzek.
- Dobrze, że siebie mamy jak nie ma chłopców. Pomagamy sobie w trudnych sytuacjach. Wspieramy się we trzy, bo Dani też jest w tej samej sytuacji, co i my. Musimy być silne. „STAY STRONG!”, Co nie?
- O właśnie!
Siedziałyśmy tak gdzieś do 11 i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Mary powiadomiła mnie, że jutro mamy jakąś wycieczkę do muzeum, na którą nie ma zamiaru iść. Pomyślałam podobnie, więc wyśpię się po podróży.
Pożegnałam się z Eleanor i ruszyłam do pokoju. Dobrze, że tata zaniósł moje walizki do mojego osobistego azylu. Wzięłam coś czystego z szafki i udałam się do łazienki, aby zażyć długi prysznic. Tego mi było trzeba. Czegoś, aby się odprężyć. Nie wiem, ile dokładnie mi to zajęło, ale do pokoju wróciłam po północy. Zmęczona położyłam się na łóżko i w przeciągu 5 minut zasnęłam.

*
Obudziłam się grubo po 10. Zeszłam na dół napić się i coś przekąsić, a następnie wróciłam do pokoju rozpakować walizki i poprzebierać ciuchy. Większość była brudna, więc od razu zabrałam je do łazienki, aby uprać. Posprawdzałam każdą kieszeń; w jednej znalazłam jakiś numer – do Justin’a. Wstawiłam pranie i wróciłam do pokoju po telefon. Wystukałam numer Bieber’a na dotykowym wyświetlaczu i zadzwoniłam do niego.
- Halo? – Odezwał się po kilku sygnałach.
- Cześć, ty Julia. Pamiętasz mnie jeszcze?
- Hej! No jakże mógłbym Cię zapomnieć? Co tam słychać?
- Właśnie odpoczywam po podróży i znalazłam twój numer, więc zadzwoniłam.
- Co powiesz na kawę i ciastko?
- Z przyjemnością.
- Okej, to podjadę po Ciebie gdzieś koło 2, tylko wyślij mi adres sms’em. Do zobaczenia.
- Dobrze, to pa.
Wysłałam adres, po czym wybrałam coś do ubrania się. Z zestawem, który składał się z ciemnoszarej bluzy z ćwiekami na rękawach, jasnych jeansów, botków w kolorze czarnym, także z ćwiekami, szarego fullcap’a z OBEY oraz dodatków ruszyłam do łazienki. Zrobiłam delikatny makijaż i wróciłam do pokoju.
Włączyłam laptopa. Poprzerzucałam zdjęcia z aparatu na komputer i zrobiłam z nich folder na facebooku. Poprzeglądałam parę profili i wyłączyłam komputer. Zayn do mnie zadzwonił, pomimo wczesnej godziny. Gadaliśmy około 20 minut o locie, co robią dzisiaj, co ja robię i takie tam drobnostki.
Tak jak zapowiedział Justin – przyjechał o 2. Przytuliliśmy się i pojechaliśmy do restauracji, w której było mało osób, co było dla nas bardzo dobre. Rozmawialiśmy na wiele tematów. To dobry chłopak. Sądzę, że zostanie moim bardzo dobrym przyjacielem. Gadaliśmy przez długi czas poznając siebie nawzajem. Bardzo brakuje mu tej normalności, którą miał zanim został wielką gwiazdą. To takie smutne, że prawie w ogóle nie ma prywatnego życia. Opowiadał mi także o swoim związku z Seleną i o swoich fanach. W zamian opowiedziałam mu trochę historii z mojego życia. Koło 7 odstawił mnie do domu, dziękując za mile spędzony dzień.
- Mam nadzieję, że jeszcze to kiedyś powtórzymy, przyjaciółko? – Powiedział, uśmiechając się.
- Oczywiście, przyjacielu – zaśmiałam się.
- To będziemy w kontakcie, tak?
- Pewnie. Pa! – Przytuliłam go i wysiadłam z auta.
- Cześć! – Krzyknął za mną.
Poszłam do domu, uprzednio go otwierając. Taty jeszcze nie było. Dziwne. No nic. Rzuciłam czarną torebkę na szafkę koło drzwi i zamknęłam dom. Podreptałam do kuchni i przelałam mleko z kartonu do niedużego garnuszka, stawiając na kuchence, aby się zagotowało. Postanowiłam zrobić kakao. Wcześniej napisałam do Mary i ma przyjść z lekcjami, za co jestem jej wdzięczna. Po paru minutach zadzwonił dzwonek i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam uśmiechniętą Mary.
- Hej kochana – powiedziałam szczęśliwa.
- Cześć Julia – odpowiedziała wtulając się we mnie.
- Tęskniłam za tobą – wypowiedziałam w jej włosy.
- Też.
- To chodź do kuchni, bo robię kakao. Chcesz?
- Pff… Jeszcze pytasz? No pewnie!
Usiadłyśmy w kuchni rozmawiając, co się ostatnio działo u nas i naszych znajomych. Matt i Lucie się posprzeczali, a Mary zaczął zaczepiać Olly, chłopak z przeciwnej klasy, co mnie cieszyło, bo to taka samotna dziewczyna. Matt i Luc się kłócą, Lou i El też, Dan i Li nie mogą się zrozumieć, a Bieber i Gomez oddalają się od siebie; każdemu coś się sypie, a mi układa, to niesprawiedliwe. Ale przecież Marcin jak mnie zdradził to ta reszta była szczęśliwa, co dąży do tego, że oni będą mieć szczęście, gdy ja pecha. Dziwne, ale chyba prawdziwe.
Później z Mary poszłyśmy do mojego pokoju; ja wymyślałam prace domowe, a przyjaciółka nawijała o Ollym. Czyżby się w nim zakochała? Kto wie… Z tego co mi mówiła to jest wysoki, dobrze zbudowany, ma szare oczy i brązowe włosy. Możliwe, że już go gdzieś widziałam, ale nie jestem pewna. Nie dziwię się, że Mary mu się spodobała, bo to naprawdę fajna i ładna dziewczyna.
- Mary?
- Hm?
- Skończ.
- Ale co? Jak? Gdzie? Nie rozumiem!
- Hahaha… Gadać o Ollym! I do niego napisz!
- Sama nie wiem…
- Bo zrobię to za Ciebie.
Trzymała telefon w rękach nerwowo go obracając. Zanim zdążyła odpowiedzieć, rzuciłam się na nią, wyrywając komórkę. Zaczęłam się śmiać i uciekać z telefonem po całym pokoju, a dziewczyna goniła mnie bardzo wkurzona, na co śmiałam się jak głupia, drąc się i naśladując jej głos: „Olly jest taki piękny. Olly jest opiekuńczy. Olly to, Olly tamno, bla, bla, bla!”
- Julio Ranczek! Oddaj mi ten telefon!
- Pff… Mary Parker, oddam, gdy napiszesz, zamiast wzdychać, żeby napisał, bo on może coś takiego samego odstawiać u siebie w domu! Pisz głupku!
- No dobra. Oddaj!
Podałam koleżance telefon i wróciłam do przepisywania, a Parker zawzięcie sms-owała z Ollym. Zakochani są tacy uroczy, ale i tak ich lubię. Przecież wiem jak to jest. Marcin był moją pierwszą „miłością”, co się okazało być pomyłką. Nigdy więcej mu nie zaufam, bo zawsze będę pamiętać jak bardzo mnie zranił. Gdyby nie Zayn to nie wiem, co by się ze mną stało. Zawsze będę mu za to dziękować. To taki dobry chłopak.
Gdy skończyłam wszystko pisać i przepisywać popatrzyłam na Mary, która leżała na moim łóżku z głową w dół, uśmiechem na twarzy i telefonem przed oczami. Uśmiechnęłam się na ten widok. Szkoda by było, gdyby dostała poduszką w głowę… Chwyciłam niedużą poduszkę, która leżała na fotelu i wcelowałam nią z Mar. Popatrzyła na mnie zdezorientowana i posłała groźne spojrzenie.
- Skończyłam! – Wydarłam się, ciepło uśmiechając.
- Głośniej się nie da? – Powiedziała sarkastycznie.
- Dobra… Skoo…
- Zamknij się! – Zaczęła się śmiać.
- Okej, okej. Co tam u Olly’ego? – Zapytałam ciekawa.
- Nie twój interes! – Rzuciła mnie poduszką.
- Haha… Bardzo śmieszne.
- No dobra. Pisze, że jestem słodka jak się rumienię, i że mam śliczny uśmiech! Rozumiesz?! Napisał mi, że mam ładny uśmiech! Aw… - Rozmarzyła się dziewczyna.
- Uuu… Ktoś się zakochał!
- Nie, wcale. A może troszkę? Tak!
- A nie mówiłam Mary?! To wspaniale! W końcu kogoś znalazłaś, żeby mógł się tobą zaopiekować i w ogóle!
- Wiem, wiem, Juli. Dziękuję Ci za wszystko – wstała i podeszła, aby mnie przytulić. To miłe.
- Ale za co? Przecież jesteśmy przyjaciółkami, wiec sobie pomagamy, no nie? – Dodałam po chwili.
- No tak. Jesteś kochana! – Cmoknęła mnie w polik. – Wiesz, chyba będę się już zbierać, bo robi się późno, a Olly ma po mnie przyjść i idziemy jeszcze na kakao do kawiarni niedaleko, więc wiesz – odparła, delikatnie się rumieniąc.
- Rozumiem Cię jak najbardziej, słoneczko. Wiem jak to jest. Poczekaj, aż Zayn przyjedzie to będzie podobnie – zaśmiałyśmy się obie. – No to zbieraj się, bo nie chcesz, żeby czekał, prawda? – Kiwnęła głową na „tak”.
Zeszłyśmy powoli na dół, śmiejąc się, że aż tak można być zakochanym. Pożegnałyśmy się i jeszcze raz podziękowałam Mary za lekcje i w ogóle. Ktoś zapukał do drzwi.
- To pewnie Olly – wyszeptała.
- Bardzo możliwe – uśmiechnęłam się. – To leć już, pa!
Otworzyłam drzwi i ukazał się nam wysoki chłopak, był bardzo przystojny, ale widać, że nie chciał bawić się uczuciami dziewczyny, co mnie cieszyło.
- Cześć, jestem Olly Bennet i jestem przyjacielem Mary – mrugnął do niej. – Pozwolisz, ze już Cię porwę?
- No pewnie, zakochańce – zaśmiałam się.
- Gdzie? Co? Żartujesz? Hahaha… - zawstydził się chłopak.
- Dobra, dobra Olly, nie udawaj. Porywaj ją i ostrożnie tam!
- Dobrze – powiedzieli równo.
- Idźcie już, bo jak tak na was patrzę to aż niedobrze mi się robi od tej całej słodyczy. Za dużo miłości, gdy nie ma Zayn’a. Pa, zakochana paro! – Powiedziałam i pożegnałam się z parą przyjaciół, która ma się ku sobie.
Gdy mówiłam, że Mary podoba się Olly’emu, chłopak tak się zawstydził, aż mi się chciało śmiać, ale się opanowałam i dążyłam dalej w tą rozmowę. Ten chłopak robi się bardzo nieśmiały przy mojej Mary. To takie słodkie. Będą tworzyć udaną parę. Jeju… Jak się cieszę, że w końcu znalazła szczęście! To niedopisania! Najpierw cały świat jest przeciwko niej, a teraz? Wszystko idzie w dobra stronę. Jej ojciec jest za kratkami, nie musi się o nic bać i jeszcze Olly spadł jej z nieba. Podziwiam takich ludzi i dziękuje im skrycie, za to, że po prostu są.
Poszłam na górę i zadzwoniłam do taty, którego o dziwo jeszcze nie było.
- Słucham? – Usłyszałam głos ojca.
- Tato? Gdzie ty jesteś?! – Zapytałam zdenerwowana.
- Córciu, co jest?! – Wybełkotał.
- Jesteś pijany?! – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Nie, wcale! Skąd Ci to przyszło do głowy? – Zaczął się histerycznie śmiać.
- Tato… Powiedz, gdzie jesteś to przyjadę po Ciebie.
- Jestem… Gdzie ja do cholery jestem?! Przyjedź pod ten klub… E… Club Madox, tak mi się wydaję.
- Okej tato, niedługo będę. Czekaj tam na mnie!
- Dobra, na razie.
Nie wiedziałam, co mam robić. Postanowiłam zadzwonić do Justina, bo on jedyny mógł mi teraz pomóc. Wykręciłam jego numer i czekałam na jego głos.
- Halo? – Usłyszałam po chwili.
- Justin? Masz teraz czas?
- No tak, a co się stało?
- Długa historia. Przyjedź po mnie, dobrze?
- Okej, ale co się stało?
- Powiem Ci w drodzę. Bądź szybko, proszę.
- Dobrze Julka, nie denerwuj się. Zaraz będę.
- Dziękuję, pa.
- Do zobaczenia!
Szybko zebrałam potrzebne rzeczy i wrzuciłam wszystko do torebki. Byłam roztrzęsiona, bo nie wiem, co ojcu może jeszcze do głowy strzelić, jak się upije. Martwiłam się o niego, a on tu szlaja się po klubach, zabawiając się z najlepsze z alkoholem. Co w niego wstąpiło? Przecież on nigdy nie pił, przynajmniej nie w takich ilościach. Kocham go, ale co to ma znaczyć? Nic już z tego nie rozumiem. Siedziałam na schodach nerwowo stukając nogami w drewnianą konstrukcję. Po paru minutach usłyszałam silnik samochodu Jus’a i szybko wyszłam z domu, zamykając go. Wparowałam do jego samochodu, witając się z nim.
- Gdzie jedziemy? – Zapytał zaciekawiony.
- Madox Club na 3-5 Mill Street Mayfair! Szybko!
- Ale dlaczego? – Zaczął ruszać.
- Mój tata tam jest i „troszeczkę” wypił – powiedziałam, robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Współczuję. To jedziemy szybciutko! – Uśmiechnął się w moją stronę przyjaźnie, aby choć trochę mnie pocieszyć w tej sytuacji.
- Justin?
- Hm?
- Jesteś świetnym przyjacielem, choć znamy się kilka dni. Dziękuję, że jesteś.

~
Nie sprawdzane. Szału nie ma. Możecie zadawać bohaterom pytania w zakładce u góry. NIE PODOBA MI SIĘ TEN ROZDZIAŁ. 




7 komentarzy:

  1. Boskie <3 Czekam na następny rozdział, kiedy będzie? ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to i mimo, iż bym musiała czekać jeszcze nawet miesiące na nowy rozdział.. to wiedz, że będę cierpliwa i będę odwiedzać ten blog codziennie. :D
    Pozdrawiam
    Daria :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Minęły 74 lata, a ta jedna osoba wciąż żyje. Osiemnastoletnia Victoria Chambers widzi go jako nastoletniego siebie. Jest ciekawa wielu rzeczy : dlaczego tylko ona może go zobaczyć, co on ukrywa przed nią, i jak to możliwe, aby zakochać się do szaleństwa w ... duchu?

    Serdecznie zapraszam Cię na http://the-last-goodbye-tlumaczenie.blogspot.com/ :) Mam nadzieję, że wyrazisz tam swoją opinię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!! Odwiedzam tego bloga codziennie i czekam na kolejny rozdział. A kiedy będzie nast ępny rozdział??

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie następny???

    OdpowiedzUsuń